poniedziałek, 7 listopada 2016

Krakowskie Targi Książki - moja relacja

Hej, hej, Kochani!
Wiem, wiem, od Targów minął już ponad tydzień, a ja dopiero dzisiaj zebrałam się, żeby Wam o nich opowiedzieć. Ale wybaczcie, szkolne urwanie głowy i zmęczenie sprawiły, że zabieram się do pisania postu o godzinie 23:45 w piątkową noc... (tak, jestem geekiem i nerdem). 


Nie był to bynajmniej mój targowy debiut. Jako rodowita krakowianka chadzam na Krakowskie Targi Książki co roku już od I klasy gimnazjum (czyli to mój piąty raz). Jednak dopiero pierwszy raz poczułam, że byłam na nich naprawdę - zdecydowanie były to najlepsze Targi w moim życiu!!!



Moja przygoda z 20. Międzynarodowymi Targami Książki w Krakowie zaczęła się w czwartek, 27 października. Był to dzień, który przeznaczyłam w stu procentach na zakupy. Nauczona doświadczeniem lat poprzednich wiedziałam, że w sobotę jest zbyt wielki tłok, by móc spokojnie zakupić sobie wymarzone pozycje. Po raz pierwszy przybyłam na Targi jako blogerka, więc nawet nie wyobrażacie sobie mojej radości i dumy (że udało mi się wytrwać w postanowieniu blogowania tak długo, że ktoś mnie docenił, a nie, że dywanik i wejście razem z autorami), kiedy szłam do "WEJŚCIA VIP". Bez problemu odebrałam moją wejściówkę i z uśmiechem weszłam na hale, które jak co roku przytłoczyły mnie swoim rozmachem. W zeszłym roku na Targi szłam z pełną listą "Książek, które mam w planach zakupić na KTK". W tym roku było zupełnie inaczej, postanowiłam iść zupełnie na żywioł i brałam to, co wpadło mi w ręce. W tym dniu na Targach spędziłam około półtorej godziny Udało się zakupić mnóstwo cudownych pozycji bez przepychania się w tłumie, a jedynym momentem, gdy doświadczyłam uciążliwości tak wielu osób, była chwila, gdy z Tatą i Siostrą postanowiliśmy się ewakuować. Samo wyjechanie z parkingu zajęło nam 40 minut! Byłam tak poirytowana, że zmieniłam środek transportu i wróciłam do domu tramwajem!


Zaskoczona, że w tym wielkim tłumie udało nam się odnaleźć!
Drugim dniem, który spędziłam na KTK była sobota. Już rano obudziłam się cała w skowronkach, bo był to dzień, na który czekałam od lipca! Otóż, na Targach miałam spotkac moją ukochaną przyjaciółkę, znaną Wam jako KittyAilla.Od rana wisiałyśmy na telefonie "A gdzie jesteś? A kiedy będziesz?". Niestety, Kicia utknęła w korkach, więc, po przebrnięcu przez wieeeeeelkąąą kolejkę (już o 10!) do wejścia, pobiegłam do pani Katarzyny Bereniki Miszczuk, by zająć mnie i Ailli kolejkę. Szybko sięgnęłam jeszcze po "Szeptuchę", bo jednak głupio iść do autorki, kiedy nie ma się jej ani jednej książki (choć uwielbiam, jak Kitty ją nazywa", "trylogię diabelską").  Po dłuugim, a przynajmniej dłużącym mi się oczekiwaniu, wreszcie ujrzałam rudą czuprynkę zbliżającą się do mnie! Od razu padłyśmy sobie w ramiona, ale na czułości nie było dużo czasu, bo nadchodził czas rozmowy z panią Miszczuk. Szybko ustaliłyśmy z Kitty, co powiemy, a raczej, co ona powie, bo ja jestem zbyt nieśmiała :) 

Z panią Miszczuk <3

A jak wyglądała sama rozmowa z pisarką? Ja byłam totalnie przejęta i mówiłam jakieś głupoty, głównie zachwalając Kociaka! Cała Ola! Natomiat Kitty sprawiała wrażenie inteligentnej i podzieliła się z Panią Kasią MOIM pomysłem dotyczącym stworzenia prequela opowiadającego o losach Azazela i Beletha! Pani Miszczuk przznała, że nic takiego nawet nie wpadło jej do głowy.

Dedykacja, jaką wpisała mi Pani Miszczuk

A później zamieniłam się w nadwornego fotografa Kitty... Udałyśmy się do stoiska SQN, gdzie zdałam sobie sprawę, jak bardzo spaliłam sprawę, nie biorąc ze sobą "Śladów" ani "Dygotu" - jak mogłam nie zauważyć, że będzie jeden z moich ulubionych pisarzy, pan Jakub Małecki! Natomiast mojej kochanej przyjaciółce udało się spotkać z Jakubem Ćwiekiem, autorem "Kłamcy" (przy okazji, po raz kolejny zmuszała mnie do przeczytania tej pozycji!). A ja, głupiutka, miałam im zrobić zdjęcie, ale coś się popsuło i pssst! ZDJĘCIA NIE MA!

Z ojcem Tomaszem Nowakiem OP
Kiedy odchodziłyśmy od stoiska SQN wpadłam na jednego z moich ulubionych kapłanów, który naprawdę pomógł mi uporządkować się od środka. Jego słowa w czasie Mercy Festival przed ŚDM w Krakowie, na którym miałam zaszczyt być wolontariuszką, zrobiły we mnie wiele dobrego, dlatego bardzo się ucieszyłam, że mogłam z ojcem Tomaszem zamienić kilka słów. Na stoistku RTCK miałam w planach zakupić najnowszy audiobook mojego zdecydowanie najukochańszego i najważniejszego dla mnie youtubera, ojca Adama Szustaka, jednak, niestety odłożyłam to na później - a później nie nadeszło.

Naszym następnym zadaniem na liście "rzeczy do zrobnienia na KTK było spotkanie z Agatą z Apteki Literackiej. I to chyba zajęło nam najwięcej czasu, bo ani ja, ani Kitty nie mamy za grosz orientacji w terenie, więc w ostateczności krążyłyśmy po całym EXPO, dzwoniąc jednocześnie do Agaty. Natomiast samo spotkanie, choć krótkie, było bardzo miłe! Jak ja lubię innych blogerów książkowych! Pomimo tego, że byłam najmłodsza w całym gronie, w ogóle nie czułam się onieśmielona! Magia literatury!

Następnie udałyśmy się do megamegamegamega wielkiej kolejki fanów pani Marty Kisiel. Osobiście nie czytałam żadnej z jej książek, więc robiłam raczej za osobę towarzyszącą, jednak i mnie spotkało przeogromne szczęście! Gdy tak sobie stałyśmy (byłam tak znudzona, że zaczęłam czytać Kitty książeczki dla dwulatków, więc wiecie....) nagle dostrzegłam moją zdecdowanie ukochaną booktuberkę. Zaczęłąm biegać, ciągnąć Kitty, płakać i mówić zdecydowanie za dużo i nawet już nie pamiętam co. Byłam tak szczęśliwa, że aż zaczęłam płakać! Niesamowite doświadczenie. Anitko, dziękuję Ci, że dałaś mi aż tyle radości! Jesteś tak wspaniłą, ciepłą i skromną osobą! ZDECYDOWANIE ROZPIERNICZASZ SYSTEM!

Z Anitą z Book Reviews
Targowa księżniczka z  Pawełem Opydo
Kiedy wreszcie udało się nam dopchać do Pani Kisel (w ogóle, to na stoisku W.A.B. zostałam oficjalną królową Targów Książki - mieli tam takie super korony, że nie mogłam nie wziąć sobie jednej!), Kitty zamieniła z nią kilka słów, ja zrobiłam kilka zdjątek. Zaczął się czas na zakupy, bo do dwóch kolejnych autorów, które moja ulubiona blogerka książkowa chciała odwiedzić, nie było niemal żadnych kolejek. Chodziłam trochę bez celu po stoiskach (mój jedyny must have, "November 9" został już wyprzedany), jednak w ostateczności zakupiłam sobie książkę na stoisku wydawnictwa Prószyński i S-ka. Wtedy już zaczęły nam doskierwać ogromne tłumy, więc Kitty podjęła decyzję o wycofaniu się. Ale, zanim to się stało, spotkało mnie kolejne wielkie szczęście! Tuż obok mnie stał PAWEŁ OPYDO! A ja w czwartek byłam zmuszona zrezygnować z udziału w spotkaniu z nim. Udało mi się z nim porozmawiać, przybić żłówika, a nawet się przytulić. Jakie były moje wrażenia? To naprawdę fajny, myślący i zabawny facetem - zauważył nawet moją piękną koronę! Szkoda, że jest tyle starszy i z pewnością zajęty!


Potem nastał niestety najgorszy moment w czasie KTK - rozstanie z Kitty. To takie okropne, gdy żegnasz się z przyjacielem z perspektywą, że zobaczycie się dopiero w lutym, o ile nic się nie pokompliuje. Poprzytulałyśmy się w niezwykle wzruszającej scenerii damskiej toalety, a na otarcie łez Kitty pożyczyła mi napisaną przez siebie powieść! DZIĘKUJĘ, MISIU! Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę ją czytać!

Kitty ze swoja ulubiona pisarką, panią Jusytyną Drzewicką
Myślałam, ze mam troszkę czasu dla siebie, by zjeść coś ciepłego, napić się wody, jednak dobre rady cioci Kitty sprawiły, że udałam się na stoistku Czwartej Strony, gdzie swoje książki miał podpisywać nie kto inny, jak pan Remigiusz Mróz, znany także jako autor mojego życia. Jakie było moje zaskoczenie, gdy tam dotarłam i okazało się, że na ponad czterdzieści minut przed pojawieniem się pisarza, kolejka do niego liczy, bagatela, 100 osób! Ale cóż to dla takiego psychofana jak ja! Ściągnęłam moją bff i razem dzielnie czekałyśmy, aż nadejdzie nasza kolej.

Dedykacja w "Rewizji"
Powiem Wam, że nigdy wcześniej nie czułam się tak dobrze, czekając w kolejce. Choć na początku nieco alienowałam się od tłumu, powtarzając między innymi słówka z mojego ukochanego włoskiego, to później zaczęłam rozmawiać z ludźmi, dzielić się opiniami na temat książek naszego ulubionego pisarza. Mówię Wam, to było wspaniałe uczucie! Serdecznie pozdrawiam Państwa, którzy stali przed nami, a zwłaszcza Pana, który przekazał mi informację o planowanym wznowieniu "Turkusowych szali". Jeśli to prawda, to jestem wniebowzięta!

W końcu, po dwóch i pół godziny oczekiwania nadszedł czas, gdy mogłam podejść do pana Remigiusza Mroza (wiecie, że on każdej z setek osób, które z nim rozmawiały, podał rękę na przywitanie? Byłam tym bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczona!). Podeszłam do Pana Remigiusza nieśmiało ściskając moje dwa tomiszcza (trochę mi głupio, on już musiał być strasznie zmęczony tym podpisywaniem). Naprawdę miło nam się konwersowało - trochę o tworzeniu postaci, trochę o jego podobieństwie do Zordona, trochę o dalszych planach literackich. To zdecydowanie było ukoronowanie tegorocznych Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie.

Dedykacja w najnowszej książce pana Mroza
To były przepiękne dwa dni, pełne oczekiwanych i wymarzonych, a często niespodziewanych spotkań. Już się nie mogę doczekać przyszłorocznego października, a może nawet maja, bo skoro będę już pełonletnia, mam w planach przybyć na Warszawskie Targi Książki (choć, umówmy się, wiadomo, że w Krakowie jest cudowniej, a jeśli ktoś myśli inaczej, to jedyne, co moge mu powiedzieć, to: "Idze, idze, bajoku!").


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz