sobota, 30 grudnia 2017

(anty)TOP 10 - Ksiązkowe potworki 2017

Hej, hej, Kochani!
Witam Was w kolejnym dniu podsumowywania roku 2017. To był naprawdę obfity w różnorodne pozycje rok, w czasie którego naprawdę poszerzyłam swoje literackie horyzonty. Niestety, oprócz perełek, o których opowiem Wam jutro, zdarzyło się kilka zupełnych niewypałów. I dzisiaj właśnie o istnych, klasycznych przykładach literatury-makulatury opowiem. Witajcie w świecie książek, które nie powinny ujrzeć nigdy światła dziennego! Tym razem postarałam się je ułożyć od mniej tragicznych do czystego literackiego zła!

10) Adriana Popescu - "Ulubione momenty"
Książka, która miała mnie zachwycić. Romans, który miał mnie poruszyć. Niestety, zamiast tego wywołała tylko irytację. Jej zdecydowanymi minusami byli schematyczni bohaterowie, którzy wywoływali irytację swoim zachowaniem i niezdecydowaniem oraz niesamowicie przewidywalna fabuła. Krzywdzący obraz przyjaźni damsko-męskiej oraz bohaterowie, których celem zdaje się być ranienie samych siebie. Minusem jest także przekonanie autorki o czymś, co nazwać by można "datą ważności". Otóż, Adriana Popescu promuje tezę, że każdy związek się wypala i ludzie po pewnym czasie nie są w stanie się już kochać - nie jestem w stanie tego zaakceptować. Może i "Ulubione momenty" napisane sa dość sprawnie, jednak są zbyt sztampowe i głupie, by tracić na nie czas! Więcej narzekania znajdziecie w recenzji.






9) Christopher Sherlock - "Noc drapieżcy"
Kolejna książka, po której wiele się spodziewałam. Thriller polityczny rozgrywający się w Afryce - czy to można zepsuć? Niestety, okazało się, że pan Sherlock dał sobie radę. W książce irytowali mnie przede wszystkim  schematyczni bohaterowie, którzy byli jednoznacznie dobrzy i źli, nudna, niesamowicie rozwleczona fabuła oraz dziwny język, którego używał autor - na siłę używał trudnych słów, które nie brzmiały dobrze. Szkoda, bo książka naprawdę miała potencjał!









8) Sarah J. Mass - "Dwór cierni i róż"
To książka, która miała być hitem roku. Przecież wszyscy uwielbiają Sarę J. Mass, najlepsza pisarka na świecie... Tym bardziej bolało mnie to, jak ta powieść okazała się słaba. Przede wszystkim, ksiązka jest po prostu nudna. Fabuła jest tragicznie zaplanowana, większa część zajmują niewiele wnoszące zachwyty nad Tamlinem, a to, co mogło być być ciekawe, staje się niemal streszczone. Nie podobał mi się także wątek miłosny, który oparty był na przemocy. Nie przypadli mi również do gustu bohaterowie - Feyra była głupia, niekonsekwentna i taka naiwnie zaślepiona, natomiast w Tamlinie nie mogłam dostrzec żadnej cechy, którą można by pokochać. A wszystkie moje gorzkie żale wylewałam w recenzji.






7) Mia Sheridan - "Bez słów"
Jedna z najsłynniejszych powieści ulubionej autorki polskich nastolatek sprawiła mi ból. Jej czytanie sprawiło, że mój mózg cierpiał z powodu ilości durnowatości i głupoty, jakie mu dostarczałam.  "Bez słów" to niemal zlepek wszystkich najbardziej popularnych motywów powieści new adult. Fabuła nie klei się, nie jest konsekwentna.  Za dużo tu przypadków i zbiegów okoliczności, zresztą, podczas lektury odnosiłam wrażenie, że wszystkie wydarzenia prowadzą jedynie do tego, by autorka mogła w końcu opisać dzikie seksy.Sceny erotyczne będące aż w nadmiarze wprost żenują, są bardzo wulgarne. Bohaterowie niestety nie dają się polubić -Oboje są piękni, seksowni, cierpiący i… i to chyba tyle, co o nich wiemy. Dla mnie książka pani Sheridan powstała tylko po to, żeby autorka mogła opisywać swoje fantazje erotyczne. Po więcej żali odsyłam do recenzji.


6) Ewa Kołda - "Na tropie"
Przyznam, że była to ksiązka tak nijaka, że teraz, oprócz tego, że mi się nie podobała, nie pamiętam już prawie nic. Przeczytałam ją w ramach misji promowania polskich autorów - niestety, nie wszyscy są tego warci. Książka była nazbyt wielowątkowa - odniosłam wrażenie, że autorka chce poruszyć wszystkie "ważne" tematy, przez co, niestety, każdy jest jedynie zasygnalizowany. Również bohaterowie nie przypadli mi do gustu - nie byli w ogóle oryginalni, autorka stworzyła ich bardzo schematycznie, przez co nie nadała im głębi. Niby mieli osiemnaście lat, a zachowywali się, jakby byli stanowczo młodsi. Nie przekonał mnie także bardzo opisowy, przyciężkawy styl pani Kołdy, więc lektura tej lekko ponad dwustustronnej powieści była dla mnie prawdziwą męką, o czym opowiadałam w recenzji.



5) Corrine Hoffman - "Biała Masajka"
Pamiętam, jak bardzo bolało mnie,  że książka mi się nie podoba. Bo bardzo głupio jest tak przekreślać prawdę, czyjeś przeżycia i nazywać je głupimi i irytującymi. A jednak - ta książka wywołała we mnie wszelkie najgorsze uczucia. Jej główna bohaterka doprowadzała mnie do szału swoją głupotą - wyjechać w nieznane miejsce, wyjść za mąż za faceta tylko ze względu na imponujące walory, a potem dziwić się różnicom mentalnym i zgrywać wielką pokrzywdzoną. Lektura wspomnień Corinne Hoffman nie umożliwi wam także poznania lepiej kultury Afryki, bowiem bohaterka podchodziła do niej z ogromną wyższością i na siłę chciała zaszczepić europejskie obyczaje. Nie podobał mi się także wątek miłosny, zupełnie nie mogłam uwierzyć w uczucie pomiędy bohaterami. Tylko dziwię się, że pani Hoffman samą siebie przedstawiła w tak złym świetle. A po więcej moich utyskiwań zapraszam do recenzji.


4) Ilona Gołębiewska - "Powrót do starego domu"
Od czasu do czasu lubię sięgnąć sobie po książkę obyczajową - jakiś romans, który mnie zachwyci. Niestety, w przypadku debiutu pani Ilony Gołębiewskiej spotkało mnie sromotne rozczarowanie. To kolejne schematyczne romansidło o tym, jak kobieta po rozwodzie ucieka na wiejskie zacisze i znajduje miłość swojego życia. Książka jest niesamowicie przewidywalna i banalna i niczym nie różni się od innych ala  "Dom nad rozlewiskiem". Jej wadą są bardzo papierowi bohaterowie, którzy uosabiają jakieś tam archetypy - uprzejma staruszka, pokrzywdzone dziecko. Główna bohaterka, Alicja, podobno jest dojrzałą kobietą, a zachowuje się jak nastolatka, szczególnie w materii utrudniania sobie życia. Męczy także język używany przez Ilonę  Gołębiewską - na siłę artystyczny, pełen emfazy i "uduchowionych" mądrości w stylu Paolo Coehllo. Na dalszą część narzekania zapraszam do recenzji!


3) Penelope Douglas - "Dręczyciel"
Przechodzimy do ścisłej czołówki beznadziejnych książek! Tym razem po raz pierwszy na liście erotyk... Po "Dręczyciela" sięgnęłam pełna obaw, ponieważ czułam, że jest książką nie do końca w moim guście. Niestety, nie spodziewałam się, jak bardzo. Powieść wpisuje się idealnie w schemat powieści o grzecznej dziewczynce i badboyu, jest okropnie przewidywalna i niczym nie różni się od setek innych. Penelope Douglas stworzyła niesamowicie irytujących bohaterów, którzy redukują swoje życie tylko do seksu, a ich związek, który w mojej opinii był zupełnie patologiczny i toksyczny, opierał się li i jedynie na fizyczności. Autorka szafuje słowami typu miłość i nienawiść, tworząc beznadziejny wzór postępowania... Nie no, to po prostu zła książka jest, o czym w pełni przekonacie się, czytając moją recenzję.



2) Wolter - "Kandyd"
Fakt, że muszę tu umieścić klasykę, boli, ale tej lektury nienawidzę z całego serca. Zawsze staram się w książkach, które czytam na polski odnaleźć sens i głębię, niemnej w tym przypadku się nie dało. Za dużo zbiegów okoliczności, za dużo pseudokomizmu, za dużo wylewającej się zewsząd mądrości. Poglądy Woltera mnie nie przekonują, a sposób ich prezentowania jest jeszcze gorszy! Okropna lektura, jej jedyną zaletą jest jej grubość!








 
1)  Aurora Rose Reynolds - "Until November"
Uwaga, uwaga! Książka jeszcze gorsza niż "Dręczyciel", co przez pewien czas wydawało mi się niemożliwe. Kolejna oparta na moim znienawidzonym schemacie romansu, tym razem jeszcze gorsza, jeszcze bardziej patologiczna i schematyczna. Po raz kolejny mamy do czynienia z wtórnymi, kompletnie nieoryginalnymi bohaterami, którzy na dodatek zachowują się, jakby mieli rozdwojenie jaźni. Podział na dobro i zło jest przejaskrawiony i nazbyt ewidentny, a złe postacie stają się komiczne. Fabuła skupia się jedynie na romansie, który tym razem propaguje związek, w którym kobieta jest w stu procentach podporządkowana mężczyźnie, spełnia każdą jego zachciankę i zachowuje się jak szmata. No i znów seks wylewający się z każdej strony...Ilość kolokwializmów i wulgaryzmów jest męcząca i nie do zniesienia dla przeciętnego człowieka. Zdecydowanie najgorsza książka w tym roku!


A jakie są Wasze literackie koszmary anno domini 2017?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz